Pierwszy dzień na uczelni za mną. Okazało się, że jestem w całkiem niezłej grupie. Zajęcia mamy z madame S., z racji swojego pochodzenia dość interesującą osobą, z bogatym temperamentem i ogromną energią choć najmłodsza już nie jest. Grupa jak zwykle wymieszana. Każdy z innego kraju, począwszy od Chile, Meksyku, Brazylii, przez Tanzanię, Maroko, Pakistan, Ukrainę, Rosję, skończywszy na Polsce.:)
Multinarodowość wyrównuje szanse, a jednocześnie zmusza do mówienia po francusku, niestety angielski nie zawsze spieszy z pomocą.
Dzień zaczął się trochę przerażająco, wiadomo nowa grupa, nowa sytuacja, nieznani profesorzy... trochę stresujące. Okazało się jednak, że jest całkiem przyjemne to doświadczenie. Wszyscy bardzo pozytywnie nastawieni. Rano odbywa się regularny kurs, a po południu dodatkowe zajęcia nieobowiązkowe. Dziś wybrałyśmy się na praktykę pisania, później do laboratorium gdzie pracując z komputerem, słuchawkami i książką można ćwiczyć wymowę. Koniec dnia uwieńczyły zajęcia z wymowy w grupie.:) Oj działo się. Chwilowo byłam bombardowana salwami "REPETE!!!!!" Wy w Polsce macie problemy z wymową "R". I tu mi się aż cisnęło na język "czarna krowa w kropki.... " ciekawe jak by to Francuz powiedział:) ehh Lecz jestem odporna na niepowodzenia, zresztą i ta francuzeczka miała całkiem pozytywne nastawienie, więc pozostało jedynie przyjąć wszystko dzielnie "na klatę".
Jutro kolejne wyzwania. :)
Pojawily sie nowe zielone pomidorki :)
OdpowiedzUsuń